Między
Czerteżem a Lubeką
Te
wspomnienia dotyczą mojego dziadka Pantalejmona Szurgota i jego potomstwa.
Jednak podczas ich pisania oddaliłem się nieco od spraw genealogicznych
przodków po kądzieli. Wpływ wywarło pewne skojarzenie. Nasunęła je lektura „Rodziny
Buddenbrooków” Tomasza Manna. Jeśli chodzi o rocznik przyjścia na świat,
Pantalejmon Szurgot skromny nauczyciel wiejski i Tomasz Mann, literat światowej
sławy byli prawie równolatkami.
Opisani
przez Manna Buddenbrookowie żyli w
Lubece. Zapewne dlatego podczas czytania „Rodziny”, dość ponurej sagi, z
akcją skoncentrowaną w tym właśnie mieście, wróciło wspomnienie tragicznych
losów syna Pantalejmona Szurgota, Eugeniusza. Eugeniusz zginął na wodach zatoki
Lubeckiej. Nie mogłem się uwolnić od różnych refleksji i nasuwających się porównań.
Z tamtej strony - z dziejami niemieckiej mieszczańskiej rodziny, niezbyt w
sumie szczęśliwej, która ma teraz muzeum w Lubece. A z naszej strony – całej
inteligenckiej rodziny z podsanockiego Czerteża, po której ślad próbuję
odtwarzać odmiatając na boki pył zapomnienia bo pamięć słabnie a żadnego muzeum
nie ma i nie będzie.
Los
dla żadnej z rodzin nie był najłaskawszy, ale też - nie powinien wprawiać w
trwałe przygnębienie. Porównania prowadzą mianowicie do wniosku, że każdy
uczciwie pracował, handlarz niemiecki i polski nauczyciel robił co do niego
należy. Kupca niemieckiego pokonały nieuczciwy konkurent i fatalne któregoś tam
roku skutki nieurodzaju. Znalazł się ktoś jeden pozbawiony zasad i to jego zło
na Buddenbrookow wystarczyło. Spowodował, można rzec, generalny niefart w
lokalnych koligacjach i interesach. Gniazdo czerteskie zniszczyli obcy przybysze.
Gdyby nie całe to zło niemieckich zaborców przywiezione do młodej,
dwudziestoletniej zaledwie Polski niepodległej, Szurgotowie - w swojej skali -
dawali by sobie świetnie radę. Nieraz przecież okazywali się odporni na
perturbacje. I także w 1939 roku nie ulegli przemocy zbrojnej. Porażka
Szurgotów i Ojczyzny nie była bezpośrednim skutkiem działań niemieckich snajperów
ani rosyjskiego ataku nożem w plecy. Kompletnie bezbronni okazali się w konfrontacji
z brakiem zasad. Podkreślam to; pokonani
nie przez jakieś inne zasady lecz przez kompletny brak zasad. Zmówiły się
przeciwko nim nieludzki reżim, wszystkie wynaturzenia ustrojów totalitarnych
razem wzięte. Pokonali je Niemcy i cały ten ich przestępczy proceder, gorliwość
w budowaniu hitlerowskiej machiny mordu dokonywanego na innych nacjach. Ukazani
w powieści Tomasza Manna Buddenbrookowie znikli mając za wroga ludzi o dużo
mniejszym nasileniu wrogości wobec rodaków. W latach 1940-1945 do domku
nauczyciela w Czerteżu wlewała się płynąca z Berlina i z Moskwy nienawiść do
wszystkiego co polskie.
-
Można na to wszystko spojrzeć inaczej. Ci i tamci w Europie żyli godnie. Aż do
czasu, gdy pojawił się wielki popsuj majster. Niestety, był nim Niemiec. A w
przypadku Czerteża gorliwym kontynuatorem zła zapoczątkowanego przez brunatnych
Niemców okazał się potem drugi współsprawca wszystkich zmartwień i nieszczęść
czerwony Moskal. Takie wyjaśnienie niewiele jednak wnosi do oceny przyczyn
sposobów unicestwiania naszych tradycji rodzinnych.
Podsanocka
miejscowość Czerteż odegrała w życiu naszej rodziny ważną rolę. Stąd wywodzi
się moja matka Janina Forowicz. Tutaj osiedli i pracowali a teraz leżą
pochowani na małym wiejskim cmentarzyku jej rodzice. Większość tych ważnych wydarzeń przypadła na
okres do II wojny światowej. Za
szczególnie istotny dorobek rodziny Szurgotów Czerteskich uważam wychowanie
trzech córek i czterech chłopców na ludzi pracowitych, serdecznych i uczynnych.
Kto z nich mógł, komu sił nie odebrały choroby czy przemożne zrządzenia losu,
ten dzielnie sobie w życiu radził, a w pamięci osób znających go zapisywał się
pięknymi cechami charakteru.
-
Tamten ich Czerteż była to kiedyś bogata wieś. Odległa o 4,5 kilometrów od
centrum Sanoka, położona na lekko pofałdowanym terenie 340-364 m nad poziomem
morza. Miała dom gminny, szkołę ludową, prawie trzystuletnią, drewnianą
cerkiewkę greckokatolicką. Czerteż sąsiaduje z wsią Strachocina skąd pochodzi
św.Andrzej Bobola. Przed rozbiorem Polski wioska należała do dóbr koronnych.
Czerteż znany jest też z tego, że przy
szkole od XIX w. istniała wzorowo urządzona szkółka drzewek owocowych
dostarczająca szczepów w dobrym gatunku (źródło: „Słownik Geograficzny Królestwa
Polskiego i innych krajów słowiańskich”, wyd. z 1880 roku”). Tradycja doskonalenia gatunkowego sadów zakorzeniała
się w Czerteżu począwszy od drugiej połowy XIX wieku. Czerteski kościół/cerkiew
na górce a obok cmentarzyk wiejski przetrwały.
Do
końca lat trzydziestych ub. wieku uczył w Czerteżu wielce zacny Pantalejmon
Szurgot, dziadek piszącego te słowa. Jedyne co tam dzisiaj po Szurgotach
pozostało to dwa nagrobki Pantalejmona i Marii, czyli rodziców Janiny później
żony Bohdana Forowicza. Szkoły, już nie ma. Ale pamięć trwa; nie tak dawno
spotkałem osoby, które do dziadka szkoły uczęszczały.
Szkoła
dziadka Pantalejmona, mieściła się na zboczu wzgórka przy szosie. Po prawej
stronie od szosy gdy patrzymy w kierunku północnym. Obok szkoły, drogą gruntową
szło się do kościółka. Szurgotowie dysponowali w Czerteżu mieszkaniem
służbowym. Dom był własnością władz oświatowych albo gminy. Sami nie hodowali
chyba żadnych większych zwierząt domowych. Przed wojną wszystko co potrzebne
mogli sobie kupować u rolników. Drewniany budynek szkoły, którą Pantalejmon
kierował już nie istnieje. Prawie w tym samym miejscu stoi nowszy obiekt
szkolny, także niewielki .
Pantalejmon
dbał o wykształcenie swojego potomstwa. Na przykład, córka Janina (drugi
rząd od góry, czwarta od lewej) kończyła we Lwowie sławne gimnazjum sióstr
Benedyktynek Łacińskich a następnie II Państwowe Seminarium Nauczycielskie
Szurgotowie - ród pochodzenia prawdopodobnie
austriackiego. Nie wiemy jak dziadek trafił do Czerteża. Można przypuszczać,
że ktoś z jego rodziców przybył na tereny Galicji Wschodniej na przełomie
XVIII i XIX wieku w rezultacie polityki osadniczej Wiednia. Austriakom
zależało na umacnianiu podstaw ich władzy. Były też temu
podporządkowane konsekwentne starania o wymieszanie inteligencji różnych
narodowości zamieszkujących cesarstwo. O dobrych nauczycieli bardzo dbało
po I wojnie światowej młode państwo polskie. Jeśli wyznaczyło Pantalejmonowi
takie miejsce wykonywania zawodu, to świadczy, że dla mieszkańców Czerteża i
okolic chciało jak najlepiej. W każdym
razie nie byli rodowitymi Czerteżaninami.
Pierwsze znane mi publikacje zawierające wzmianki o rodzinach noszących
nazwisko Szurgot nasuwają przypuszczenie o ich koncentracji w Jabłonicy
Polskiej. Czy ten fakt ma większe znaczenie rodowodowe wobec naszego
odłamu familii, trudno orzec.
Dokumentacja rodzinna wykazuje, iż nasz odłam miał status
inteligencki. Specjalnością rodu było nauczycielstwo. Zawód ten
poza dziadkiem Pantalejmonem, wykonywały jego dzieci: Maksymilian,
Eugeniusz i Ola. Troje z nich przygotowanie pedagogiczne otrzymało we Lwowie.
Jedynie pierwszy syn Pantalejmona, Aleksander Szurgot wstąpił do grecko-katolickiego
Seminarium Duchownego i wybrał drogę kapłaństwa.
- W trzecim pokoleniu, licząc od Pantalejmona Szurgota,
nauczycielkami zostały dwie z trzech córek Eugeniusza: Lidia Filip (w
Sanoku) i Aleksandra (Siania) Bartosiewicz (wykładowca na lubelskim
uniwersytecie im. Marii Skłodowskiej-Curie). Brat Eugeniusza Maksymilian miał
nauczycielkę za żonę, nauczycielką jest synowa, w szkole uczył i
był wychowawcą syn Maksymilian junior (wszyscy w Wołowie). Nauczycielami
w czwartym licząc od Pantalejmona, pokoleniu są: dwoje dzieci Lidii -
Marek i Nina (w szkołach średnich w Sanoku), trójka dzieci Aleksandry: Piotr
-politolog (na uczelniach wyższych w Lublinie i Rzeszowie) i Ewa, anglistka (w
szkole podstawowej i gimnazjum k.Garwolina) oraz Jacek, lekarz (nauczyciel akademicki
w Klinice AM w Lublinie), syn Maksymiliana juniora Piotr Szurgot (w
technicznej szkole średniej w Brzegu Dolnym). Można zatem przypuszczać, że
niezadługo praktykować zacznie piąte pokolenie Szurgotów – nauczycieli.
Cechą szczególną starszych Szurgotów, oprócz prawości,
mocnych więzi rodzinnych, głęboko zakorzenionego poszanowania instytucji
państwa, była bezinteresowność powiązana ze skłonnością wielu z nich do prac
społecznych. Oto kilka przykładów. Jeden z Szurgotów, być może ktoś z rodziny,
osoba o imieniu lub przydomku Pańko, jest wymieniony w publikacji
(„Ilustrowana historia Łemkowszczyzny”, rozdział: Działalność Towarzystwa
Proświta w Sanoku) jako członek filii władz tego towarzystwa. Dziadek piszącego
te słowa Pantalejmon Szurgot, poza kierowaniem szkołą we wsi Czerteż, zajmował
się wspomnianym w „Słowniku Geograficznym” popularyzowaniem kultury
sadowniczej. Janina d.d. Szurgot aktywnie udzielała się w rzeszowskiej
spółdzielczości (PSS). O pragnieniu służenia narodowi najlepiej jednak zaświadcza
poświęcenie zawodowi nauczycielskiemu. Być może, w skali całej
Rzeczypospolitej mamy tu już do czynienia z rekordem wierności tej samej rodziny
swemu zawodowi. W ten sposób codziennym wysiłkiem edukacyjnym większość z
potomków Pantalejmona i Marii Szurgotów przyczyniała się do nadawania oświacie
wymiaru rzeczywistości społecznej państwa. Trzeba to docenić. Plutarch powiedział:
„ze wszystkich rzeczy stworzonych najpiękniejsza jest edukacja”. Nie ma zawodu
godniejszego.
Pantalejmon urodzony w Jabłonicy k.Krosna 1 września 1866, zmarł w
1944. Żoną Pantalejmona została
prawdopodobnie w 1890-91 roku Maria Szurgot d.d.Bryk urodzona w 1871, żyła do
1930 roku. Pochowana na cmentarzu w Czerteżu. Mieli z Marią
siedmioro dzieci o imionach: Aleksander (Olek), Maksymilian (Max senior), Emil (Milek), Olga (Ola),
Eugeniusz (Gienek), Janina (Jańcia) i Stefania
(Stefcia), najmłodsza
z nich. Krótkie notki biograficzne wszystkich znajdziesz w rozdziale „Forowicz
plus Szurgot” na stronie WWW.forowicz.pl.
Charakterologicznie Pantalejmon ukształtował się był jako człowiek
spokojny, pogodny i można rzec dostojny. Przygotowanie do zawodu
nauczycielskiego otrzymał prawdopodobnie we Lwowie. Z powierzanych mu szkół ostatnią placówką była ta we wsi
Czerteż. Tam też mieszkał do końca życia. W latach okupacji opiekowała się nim
córka Stefania i Olga, która uciekła z zajętej we wrześniu 1939 przez Rosjan
wsi Dobra Szlachecka nad wschodnim brzegiem granicznego Sanu.
Dom z młodymi pannami nawiedzali też oczywiście zalotnicy. Wreszcie pojawia się wybranek serca. W
przypadku Jańci był nim Bohdan Forowicz „Czarny” (BFC) ze Lwowa oczywiście.
Cała rodzina cieszy się też ożenkiem Maksymiliana i pierwszym wnukiem
Pantalejmona, Maks-juniorem. Eugeniusz żeni się z Zofią d.d.Górską, będą trzy
wnuczki.
W Czerteżu wszystko funkcjonowało bez zarzutu. Senior był
seniorem, dzieci usamodzielniały się, stosunki między rodzeństwem doskonałe,
Pieniędzy nie za dużo ale też nie za mało.
Prawdopodobnie przyjmowano wielu gości. Każda z pań pamiętała przy tym o
okazji kupienia sobie nowego kapelusza. Rodzina utrzymując serdeczne związki
często odwiedzała się też w nowych miejscach pobytu. W albumie Jańci zostało
kilka zdjęć z rewizyty u Maksymiliana w Wilnie. To był pan! Jańcia wspominała,
że Max-senior szczycił się zgromadzeniem w swoim mieszkaniu sporej galerii
wartościowego malarstwa. Wszystkie te miłe kontakty zburzył wybuch II wojny
światowej. Dla rodziny w Czerteżu najazd niemiecko-rosyjski we wrześniu 1939
miał oznaczać początek swoistej eksterminacji. W pierwszej chwili nic tego
koszmaru nie zapowiadało. Ale gdy Jańcia z synem musi uciekać ze Lwowa,
oczywiście kieruje się do rodzinnego domu w Czerteżu. Co dla wielu wciąż wydaje
się rzeczą niepojętą, ale bardziej niż agresorów Niemców bała się „raju”
urządzonego we Lwowie przez Moskali.
Czerteż chyba po raz ostatni dla Szurgotów stał się azylem. Jańcia
mieszkała tam parę miesięcy do czasu, gdy z niewoli niemieckiej wrócił Bohdan.
Wtedy wynajęli mieszkanie na ul.Floriańskiej (obecnie Daszyńskiego) w Sanoku. W
czasie wojny otwiera się worek nieszczęść. W łóżku siostry pielęgnują
przewlekle chorego brata Emila. Umiera Pantalejmon. Żałoba. Najtragiczniejsze
wydarzenie: Gestapo
wezwało i zatrzymało Euge
Wspólna
jest cisza. Domu Szurgotów nie ma, a szkoda, bo można by zrobić w nim
muzeum o cennych walorach dydaktycznych. Na cmentarzyku koło świątyni
w Czerteżu nic nie mąci perspektywy
Gór Słonnych
W takiej
samej ciszy muzeum na starym mieście w Lubece, pod płóciennymi osłonami
trwa jadalnia Buddenbrooków
Jak wspomniałem, na cmentarzyku w Czerteżu został jedynie grób
Pantalejmona i Marii. Skromny nagrobek nauczyciela sąsiaduje z identycznym
nagrobkiem żony Marii, Panie świeć nad ich duszami. Grobu nie ma tu natomiast
Eugeniusz Szurgot zamordowany o kilka mil morskich od domu Buddenbrooków. Ciała
z Zatoki nie wyłowili. Symboliczne miejsce spoczynku znalazł dopiero w
sanockiej mogile zbiorowej – pomniku chwały. Część rodzeństwa pochowana w
okolicach Sambora. Pozostali - w Rzeszowie i w Wołowie. Oto w skali domu
Szurgotów w Czerteżu, skutki zbrodniczej współpracy dwóch najeźdźców.
Cmentarzyk w Czerteżu był zawsze zadbany, Miał jednak fatalne
sąsiedztwo. Ilekroć się tam wybieraliśmy, trzeba było maszerować przez jakąś zaniedbaną
bazę rolniczą, wyboistą dróżką wzdłuż chlewów, walących się wiat i
zdeklasowanych pomp benzynowych. Po 1995 roku przynajmniej hodowlę trzody już
tam zlikwidowano. Baza chyba się kiedyś stąd wyniesie. Może na jej miejscu
utworzą jakąś izbę pamięci? Przydałoby się w niej odnotować zasługi Pantalejmona
Szurgota.
Za płotem tego gospodarstwa zaczyna się teren jak przed wiekami. W
1999 roku sąsiadujące ze sobą nagrobki Pantalejmona i Marii Szurgotów odnowili:
wnuczki Lidia, Siania i Marysia oraz wnuk Jan Forowicz, z wielką pomocą
ś.p. Adama - męża Marysi.
* * *
Zapyta
mnie ktoś, czy wnuk Jan pamięta dziadka Pantalejmona. Odpowiem przywołując pewną
ciekawostkę. - Mama Janina opowiadała o
nim, że na emeryturze dość intensywnie zajmował się konstruowaniem perpetuum
mobile. Nie był w tym odosobniony; na
początku XX wieku wielu poszukiwało czegoś co działałoby w nieskończoność i
może nawet produkowało
Oczywiście,
dziadka pamiętam pamięcią kilkuletniego chłopca. Taki przekaz trzeba traktować
z dużym sceptycyzmem. Jak wiadomo, jest to szczególny rodzaj dziecięcej
rejestracji jakichś nie powiązanych ze sobą obrazów. Coś tam mogłem pamiętać,
bo do Czerteża prowadzony przez mamę za rączkę wielokrotnie z Sanoka chodziłem.
Piechotą, autobusów miejskich wtedy nie było. Pięćdziesiąt lat później, jeśli
nie jadę własnym samochodem, albo gdy akurat nie ma sanoczan pod ręką: Jasia,
Marka czy Zbyszka, a więc któregoś ze zmotoryzowanych mężczyzn mojej kuzynki
Lidii, wtedy wsiadam do autobusu linii miejskich i docieram na pętlę końcową.
Stamtąd paręnaście minut piechotą, mijam kilka domów tworzących osiedle Zabłotce
i już jestem w Czerteżu.
Przy świątyni cisza, hałasów bazy nie słychać. Nic nie mąci
perspektywy odległych Gór Słonnych. Zwróci uwagę kilka bardzo starych grobów a
m.in. duchownego, który za życia piastował funkcję przedstawiciela kleru
grecko-katolickiego w Rzymie. Klucze do cerkiewki u p.Hałajcio w Zabłotcach.
(Zwiedzając wnętrze warto zwrócić uwagę m.in. na malowidła - polichromie na
deskowaniu ścian nawy i na kurfach).
Latem 2010 roku wnętrza poddane zostały kompleksowym zabiegom konserwatorskim.
Jakoś tak jest, że przy każdej okazji gdy wspominam swoją kolejną
wizytę na cmentarzyku w Czerteżu, ulegam
chętce porównania losów Szurgotów z losami opisanymi w sadze Tomasza Manna
o Buddenbrookach. Znaczy to tyle, że
rana zadana rodzinie Szurgotów nie całkiem się zabliźniła, ani dla trójki córek
Wujka Gienka ani dla mnie, świadka jego ostatnich kroków na wolności, gdy
wyruszał by stawić się na wezwanie Gestapo. Odzywają się jakieś odległe echa
głośnej rozpaczy, niedola sióstr, wdowy po Gienku i małych dziewczynek, pytania
natury wiktymologicznej, niesmak pozorowanego zadośćuczynienia.
Obydwa rody przedtem stopniowo rozwijały się, aż osiągnęły pewną
świetność na skalę im daną. I obydwu przypadkach nadszedł kryzys. Jak to
napisałem na początku, inne przyczyny okazały się decydujące o załamaniu. W
Lubece wszystko stoczyło się przy wydatnym współudziale każdego z osobna
członka rodziny akceptującej różne formy degrengolady. Nawarzyli tego w
zmajstrowanym przez samych siebie, osmolonym kotle. Na finale sagi aż tam
bulgocze od głupoty, krętactwa, pozoranctwa i innych, wszystkich możliwych
podszeptów diabła. Czerteż prawie do końca był skromny acz dostatni, czysty i
rozśpiewany. Rodzina pomagała sobie, serio traktowała boży porządek rzeczy,
służyła swą wiedzą okolicznej ludności. Byli dobrzy. Dobro umieli wytworzyć
sami. Przyjaźń znaczyła dla nich przyjaźń. W przyjaźni nie ma miejsca dla
zaborczości Przyjaciel zawsze zostawia ci całą wolność. Tego szatan im odmówił.
Pojawił się w uniformach okupantów. Tutaj, wobec rodu Szurgotów niszczycielem
okazało się zło podawane sobie jak piłka tenisowa przez dwóch stale tych samych
sprawców, w pierwszym secie importowane z Niemiec na zamówienie Moskwy i w
drugim secie - z Rosji na zamówienie hitlerowców.
Pod koniec XX wieku Niemcy próbowali jakoś łagodzić czerń
przepaści. U sierot po Eugeniuszu za pieniądze kupić pojednanie. Lidii, Siani i
Marysi nie musieli płacić. Im, jak nam wszystkim czegoś innego trzeba. Nad
Wisłą potrzebny rząd, który na nowo ułoży stosunki z zachodnim i wschodnim
sąsiadem. Pokojowo, ale tak skutecznie, żeby sami z siebie woleli już nigdy nie próbowali
sięgać do czarnego repertuaru przekupstw, podbojów, okupacji i mordów.
© Jan
Forowicz, W-wa VIII.2010
www.forowicz.pl janforowicz@tlen.pl, j.forowicz@gmail.com